top of page
Szukaj

W CZYNIE, W SŁOWIE, W MYŚLI

  • Zdjęcie autora: InnerKnowingPolska
    InnerKnowingPolska
  • 15 mar 2023
  • 7 minut(y) czytania

Tak sobie czasami myślę, że ludzie to są odważni. W gadaniu, w negatywnym myśleniu na swój temat i temat innych i w czynach. W życzeniu źle drugiemu człowiekowi. W ocenianiu. Ja osobiście jestem tchórzem. Wiedząc co nieco o karmie, o tym, jak działa ten cały umysł, myślenie o sobie źle jest czynem wprost bohaterskim, ale jeszcze większym aktem odwagi jest życzyć komuś porażki, emanować w stosunku co do niego złymi emocjami i tak dalej. No bo co powie na to Wszechświat? Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem oczywiście. Myśli, czyny i słowa kreują naszą rzeczywistość. Warto się rozejrzeć, w spokoju, w ciszy, obejrzeć wszystko co jest w koło nas i odpowiedzieć sobie na pytanie czy jest to na pewno to, czego chcemy. Jeśli nie, trzeba zmieniać. Trzeba działać. Co trzeba zmienić? Pracę, środowisko, otoczenie? Nie, trzeba zmienić siebie, a za tym zmieni się wszystko.


Tu od razu napiszę, jako ważną informację to, że jeśli mamy podczepy ludzi, którzy ciągną z nas intencyjnie energię, materię, czy cokolwiek innego, tak zwane wampiry energetyczne, to niestety one same nie znikną. Nikt z darmowej energii nie rezygnuje. To jest tak samo jak socjal w systemie. Jedni pracują i płacą podatki, a inni dostają socjal i do pracy się nie kwapią. To rodzaj żerowania, kradzież dokładnie, bo przecież pracować może większość. Nad sobą- każdy, w pracy zawodowej- prawie każdy. Wampiry trzeba odcinać. Ale to pobocznie.


"Co zasiejesz to zbierzesz". Oj tak. Nie jestem religijna. Nie wiem nawet skąd to cytat, ale co za różnica. Swoim przykładem z ręką na sercu potwierdzam, że co zasiejesz, to zbierzesz i całe moje życie to potwierdza. Warto siać dobre rzeczy. Budować solidne korzenie. Jak przyjdzie zima, korzeń przetrwa wszystko. Trzeba siać rzeczy, które są dobre dla nas i dobre dla innych.

To praca. Codzienna. Codziennie mamy możliwości. To nie jest tak, że zrobisz jedną pompkę i będziesz super silny. Musisz je robić ciągle. Musisz wychodzić na trening za treningiem i robić. Innej drogi nie ma. To samo jest z myślami. Musisz łapać je w kółko i analizować. To, jak szybko uda się zapanować nad umysłem, jest kwestią determinacji i dążenia.


Ale to nie wszystko. Nie chcę tu wchodzić w magiczne myślenie ani filozofię new age. One się nie sprawdzają, to już wiemy. Są jakimś przystankiem na tej drodze, ale nigdy nie jest tak, że wkręcimy sobie, że coś się samo zrobi i to się zrobi. To się nie zdarzy. Dlaczego? Dlatego, że na straży stoi podświadomość. W podświadomości mamy załadowane całe mnóstwo programów i przekonań. Mamy załadowane sytuacje, których nie pamiętamy. Taki trick, żeby nie było za łatwo. Nasze wybory i nasze myśli są w 98% determinowane przez podświadomość, nad którą na co dzień nie panujemy. Obejrzeć "Incepcję" ze zrozumieniem, warto bardzo. Jest tam kilka wartościowych zdań. Decyduje coś, a nie my. Decyduje część mózgu do której myśleć byśmy mogli, że nie mamy dostępu. Ale mamy. Na szczęście.


Problem współczesnego świata i całej psychologii polega na tym, że przekonania, na swój temat i na temat świata oraz programy zarówno społeczne, jak i nasze własne powstają na bazie ładunku emocjonalnego. I idziemy do psychologa, a on nam tłumaczy godzinami, nam, więc naszej lewej półkuli dlaczego tak się stało. Trwa to wieki, wiadomo. Psycholog sobie postawi dwa domy, my już dawno wiemy co i dlaczego, ale to nas dalej trzyma. No trzyma i będzie. Połączenie w mózgu tworzące przekonanie jest fizyczne. Można je zobaczyć pod jakimś ultramikroskopem. I co zrobić, żeby je rozpuścić? Czy można to zrobić w ogóle? Można. Można sobie wkręcić alternatywną rzeczywistość, która jest dokładnym przeciwieństwem tej, która miała miejsce, ale tylko jeśli nauczymy się generować ładunek emocjonalny. Ładunek emocjonalny, emocje- to półkula prawa jednak i do niej należy się dobić. I dla mnie tu nie ma znaczenia, że to co wkręcam jest nieprawdą. To co było też jest nieprawdą, bo już tego nie ma. Dzisiaj- wczoraj jest nieprawdą, bo dzisiaj jest dzisiaj i tylko dzisiaj istnieje naprawdę.


Wydaje się to pokręcone i niemożliwe. Ale nie jest ani pokręcone, ani niemożliwe. Wyobraźmy sobie bowiem, że jesteśmy na plaży. Nad jakimś pięknym oceanem. Wieje lekki, przyjemny wiatr a my odpoczywamy. I wszystko jest tak po prostu dobrze. Jest ładunek emocjonalny? No jest. Czy to się zdarzyło? No nie :-)


Tak pracuje się z podświadomością właśnie i każdy kto zaczyna medytować tą drogę przeszedł. To długa droga. Krok po kroku.


Ale wróćmy co tytułu postu, bo się zagalopowałam. Więc w czynie, w słowie i w myśli.

Czyny mają moc. Cokolwiek dobrego lub złego komuś zrobisz, wróci do Ciebie. I możesz darować sobie pokutę i poczucie winy. To nic nie da. Poza tym, no trochę zabawa to w Boga. Ktoś powiedział, że karę możesz sobie wybrać? Fajnie by było nie? Zniszczyłam komuś życie, teraz codziennie będę biegała 50 km i to odkupię. Nie nie... Najpewniej ktoś zniszczy życie mi. Tak to działa. W czasie, kiedy ten ktoś zacznie puszczać emocje, negatywne emocje które mu załadowałeś, poczujesz dokładnie to, co zrobiłeś jemu. Nad czynami musimy panować. Musimy mocno się zastanowić co robimy i czy to nikogo nie zrani. Ani nas, ani drugiej osoby. Umysł logiczny musi tu działać na bardzo wysokich obrotach, bo nie wszystko co ktoś uważa za złe, jest w rzeczywistości złe.


Ostatnio rozmawiałam z przyjacielem. Ma swoje hobby. Jego partnerka uważa, że to, że on je ma, rani ją. Tu jest potrzebny właśnie ten umysł logiczny. Czy to co robimy dla siebie może i powinno kogoś ranić? No według mnie nie. Warto zbadać przyczyny. Czy on uprawia te hobby, żeby zrobić jej na złość? Żeby ją ranić? Jaka jest tu intencja? Uprawia bo chce być zdrowy, bo chce się rozwijać, bo chce iść do przodu. Niestety, tej analizy jest bardzo dużo i zawsze musimy sobie zadać pytanie dlaczego coś robimy.


Ze swojej strony, przy sytuacjach delikatnie mówiąc skomplikowanych zawsze należy prosić "daj mi rozwiązanie najlepsze dla mnie i dla wszystkich zaangażowanych świadomie lub nieświadomie". Korzystam z niej od lat. Rozwiązania przychodzą przez serce. Zazwyczaj wydają się idiotyczne. Potem zawsze okazuje się, że właściwe.



No ale słowo. Słowa mają moc. Oj tak. Pytanie, czy trzeba rzeczywiście cały czas nad nimi panować. To było by ogromnie męczące. Nie wyobrażam sobie analizy wszystkiego co mówię w kółko. Już samo myślenie o tym gotuje mi mózg. Rozmawiam bardzo dużo. Gadam w kółko właściwie. Ciągle coś komuś tłumaczę. Zauważyłam w pewnym momencie, że nie mówię rzeczy których mogłabym żałować. Nigdy nie mówię za dużo, choć w samej rozmowie płynę po prostu. Zadałam sobie pytanie dlaczego tak jest. Dlaczego jedni paplają i ranią innych a ja paplam i nie ranię. Stoi za tym intencja. Jak masz dobrą intencję, jak chcesz dobrze dla innych i dla siebie, to te słowa, które nie mają paść, po prostu nie padną. To trzeba czuć. I uwaga. Jeśli chcesz dobrze TYLKO dla siebie, to już zranisz. Możesz zranić. W intencjach zawsze trzeba brać pod uwagę dobro ogółu. Najlepiej ustalić tą intencję z góry i się jej trzymać. Wtedy dzieje się magia. Chcesz coś powiedzieć i czasami dusi, ale gardło się zamyka i nie możesz. O TYM gadać nie możesz. Dlaczego? Nie wiesz. Trzyma intencja. Dobra, czysta intencja. Nie przejdzie Ci to przez gardło. Intuicja poprowadzi. Trzeba jej słuchać. I znowu robi się dość prosto, bo okazuje się, że tego w ogóle nie trzeba pilnować. Ustalić intencję dobrą dla wszystkich (ze sobą włącznie) i już.


Myśli. Tu będzie najtrudniej. W ogóle jest tak, że w drodze panowania nad sobą, a jak nad sobą, to i nad swoim życiem idziemy od czynów, przez słowa, do myśli. Rzeczywiście z myślami jest najciężej. Nie obędzie się tu bez treningu uważności, obserwacji myśli, który trwa latami nawet i musi być powtarzany często. To trening jak fizyczny. Jak coś ma z tego wyjść, to musisz... wyjść na trening. Jeśli chcemy panować nad swoimi myślami, musimy najpierw dać sobie momenty kiedy je obserwujemy. Momenty samotności, momenty ciszy. Trenując uważność, czy też praktykując medytację, modlitwę, czy jakkolwiek ktoś to nazwie, choć mnie modlitwa kojarzy się raczej z prośbami [nie wiem, nie modlę się i nigdy tego nie robiłam, no bo do kogo? Do siebie? Mówię "daj mi rozwiązanie", ale rzeczywiście mówię to do mojej własnej świadomości] nauczymy się stopniowo panować nad myślą. Widzieć ją. Odpuszczać. Ostatecznie wejdziemy w analizę dlaczego ona się pojawiła, która to pomoże namierzyć nam program i go rozwalić, jeśli jest niewspierający. To trening. To dążenie. To trwa latami. Nie ma lekko, choć osobiście jako były sportowiec myślę sobie że zawsze łatwiej poleżeć i pomedytować niż przebiec 20 km :-)




W podsumowaniu ostateczne wskazówki.

Do czynów. To całkiem łatwe. "Nie czyń drugiemu co Tobie niemiłe". I wszystko. Zanim coś zrobimy warto pomyśleć, czy fajnie by nam było, jakby zrobiono to nam. To są czasami bardzo trudne rzeczy, zwłaszcza w kwestii relacji. Zerwać relację bowiem, lub ją zmodyfikować łatwo nie jest. Polecam tu słuchać serca i nie zadawać zbędnych pytań, bo i tak nie zrozumiemy. Tu serce podpowie rozwiązanie które okaże się z czasem najlepsze dla wszystkich. I z ręką na sercu potwierdzam, że tak jest. Zrozumiemy wszystko, ale potem. Serce, działanie, rozumienie. Taka jest kolejność.


Mam potrzebę, czy może lepiej by opisać odwagę, podzielić się tu moim prywatnym doświadczeniem. Jestem po rozwodzie. Pamiętam sytuację wielkiej awantury. Mąż krzyczał, był w amoku, dziecko leżało na ziemi w histerii. A ja patrzyłam. W spokoju. Patrzyłam na sytuację która stała się moim udziałem. Bez emocji patrzyłam na emocje innych. Zapytałam wnętrza, co robić. "Idź go góry" powiedziało. Poprosiłam o czas. Poszłam. Założyłam muzykę na uszy i poprosiłam serce. "Powiedz mi, jak mam im pomóc. Jak pomóc im i jak pomóc sobie". Odpowiedź była szybka. Głośna. "Zakończ relację partnerską". Uwierzcie lub nie, ale w tym momencie wstałam, zeszłam na dół i to właśnie zrobiłam. Nie pytałam dlaczego. Zaufałam. Potem stałam w tym i stałabym do dzisiaj, gdyby nie fakt, że mój mąż szybko znalazł partnerkę. Od tego czasu minęło 9 miesięcy. Mam najlepszą relację z moim byłym mężem ever. Szanuję go, a on mnie. Wspieramy siebie w kwestiach związanych z synem i nie tylko. Rozmawiamy. Przyjmujemy swoje opinie. Nie walczymy. Chciało by się powiedzieć NARESZCIE! Mam najlepszą relację z synem ever. Nigdy nie byliśmy ze sobą w takiej miłości, bliskości, wsparciu i akceptacji jak dzisiaj. Mój były mąż z moim synem budują prawdziwą relację ojciec- syn. Uczą się nie walczyć ze sobą. Mają najlepszą relację ze sobą ever. Było ciężko? Tak. Było warto? Bardzo!


Do słów. Tu ustalenie tej intencji jest bardzo ważne. I spokojnie. Nic złego tu nie popłynie. Gardło się zatka zanim granica zostanie przekroczona jeśli intencja jest słuszna. Ja często mam wewnętrznie powiedziane "z tym gościem to nie gadaj" I nie gadam. "Z tym pogadaj" - no i gadam. Serce powie.

Do myśli. Każda negatywna myśl na swój własny temat jest do złapania. Potem warto sobie zadać pytanie dlaczego się pojawiła. Zawsze zlądujemy w dzieciństwie. Zazwyczaj. Jeśli ktoś nas krytykuje możemy być pewni, że my krytykujemy się sami w pewnych aspektach życia. Robimy to dlatego, że ktoś kiedyś krytykował nas. Ten ktoś to zrobił, bo ktoś kiedyś krytykował jego. I tak to się kręci. Ktoś tu musi powiedzieć w końcu STOP.


Mam takiego jednego przyjaciela. Dużo rozmawiamy. Ma tendencję do krytykowania siebie. Szkopuł polega na tym, że nikt w koło tej tendencji nie kuma, bo koleś jest świetny. Dobry, otwarty, wesoły człowiek, pracujący nad sobą. Mądry bardzo. Komunikatywny i tak dalej. Czasami mam ochotę podsumować to jednym zdaniem, po męsku "weź człowieku zrób światu przysługę i się wreszcie od siebie odpier...." ;-) Zróbmy światu przysługę!

 
 
 

コメント


bottom of page